czwartek, 5 listopada 2015

Śpieszmy się kochać ludzi...


...tak szybko odchodzą...

Miniony weekend wiązał się także z obchodami Dnia Wszystkich Świętych.
Nie lubię tego dnia. Nie lubię przygotowań. "Bo trzeba posprzątać, kupić nowe kwiaty i piękne znicze" - konkurs kto ładniej ozdobi grób swoich bliskich? Tak by się mogło wydawać w wielu przypadkach. Idą raz na rok i myślą, że wystarczy. Bo w ten dzień pomnik nie stał pusty, zapuszczony. Nienawidzę takiego myślenia. Tak, rozumiem przypadki, gdy przyjeżdża się z daleka i tylko wtedy jest okazja, żeby odwiedzić bliskich w miejscu ich spoczynku... Ale ile jest osób, które mogą być częściej - chociaż raz na miesiąc, ale "zapominają" przez 360 dni w roku i są tylko w ciągu tych paru dni przed świętem? Nie mogę znieść tego, że ludzie zapominają, dlaczego to święto istnieje. Dlaczego jest także Dzień Zaduszny. Nie dlatego, żeby przynieść znicza czy kwiaty - to tylko dodatki... Mamy się modlić, wspominać, trwać w zadumie przy grobach tych, których kochamy...


Znacie to uczucie, kiedy na cmentarzu szukacie ciszy, spokoju i chwili ukojenia, ale nie odnajdujecie tych rzeczy, bo akurat jest święto i masa ludzi przetacza się przez wasze miejsce "sacrum"? Doświadczyłam tego w niedzielę i mam nadzieję, że już się to nie powtórzy... Wieczór -  zwykle o tej porze nie było tam nikogo, ewentualnie jedna, dwie osoby przyszły na chwilkę. Ale nie tym razem. Gwar rozmów, ryki silników samochodów. Aż miałam ochotę krzyknąć "CISZA!". Nie pojechałam tam, żeby zobaczyć pięknie oświetlony zniczami cmentarz. Nie pojechałam, bo Wszystkich Świętych. Pojechałam, bo to jedyne miejsce, w którym chciałam być. Bo jestem tam, kiedy tylko mogę. A wypadło tak, że niedziela była jedyną opcją w tygodniu.

Dla mnie liczyło się tylko to jedno miejsce, jedna ławka, na której zawsze siadam, jedna osoba... Pragnęłam zapomnieć o otaczającym mnie tłumie, szumie... 

Musiałam i chciałam tam być. Bo ktoś odszedł zdecydowanie za wcześnie. Nie zdążył zrealizować planów, osiągnąć celów i spełniać marzeń... Ale zdążył sprawić, że mnóstwo ludzi go kochało, że dzięki jego obecności każdy dzień stawał się lepszy. Że wystarczyło jedno spojrzenie, jeden uśmiech, aby słońce pojawiło się na pochmurnym niebie. 
Wciąż nie potrafię pogodzić się z tym jak jest, że mogę tylko (a może aż?) w ten sposób być blisko... Dlatego przebywanie na cmentarzu, zwłaszcza nocą, jest dla mnie ukojeniem. Ciemność pozwala na intymny charakter spotkania. Wtedy czuję, jakbym była bliżej tej osoby i pustka na moment się wypełnia. I nawet wśród hałasu, obecności innych osób udało mi się odizolować. Doświadczyć krótkiego spotkania, jednego z wielu przed tym ostatecznym i wiecznym. 

Dla niektórych osób to święto jest radosne, dla innych - w tym dla mnie - nie. Bo potęguje uczucie straty i smutku. Bo ludzie zapominają o tym, co naprawdę jest ważne. Dlatego "śpieszmy się kochać ludzi" ale też nie zapominajmy o nich, gdy odejdą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz